wtorek, 30 czerwca 2015

Przenosiny~!

Ponieważ z blogspotem przestaliśmy się lubić, od kiedy zjadł mi część mej pierwszej w bólach tworzonej recenzji, szykuję sobie nowy domek TUTAJ
Zapraszam. <3

sobota, 28 lutego 2015

Co tam w lutym?

Haaa, tyle mnie już tu nie było! W styczniu nadszedł niestety czas kucia do sesji, a początki lutego zajęła właśnie walką z nią. Wygrana! Potem wiadomo - trza było odpocząć, pozbyć się stresów, czyli przede wszystkim uzupełnić poziom mangu we krwi. Tym sposobem przez ostatnie trzy tygodnie przeczytałam ponad czterdzieści tomików - hehe @w@.

Spośród nich szczególnie cztery tytuły zapisały mi się w pamięci, a pierwszym będzie Kobato! Z jednej strony - nareszcie! W końcu mogłam poznać zakończenie mangu, o którym wiedziałam tyle, że różni się od swojej animowanej adaptacji. 
I było... clampowo. Na myśl od razu przyszły mi inne ich historie, ale to nie tak, że panie powielają jakieś wprowadzone przez siebie schematy. One dysponują po prostu clampową magią. Wytłumaczenie godne LORDa. *kłania się*

Ponieważ wypada czasami poszerzać swoje mangowe horyzonty, ostatnio sięgnęłam po jednotomówkę Kimi ni shika kikoenai. Jakoś tak wyszło, że nie zwracam większej uwagi na tytuły, gdzie jako główni bohaterowie figurują nastolatkowie płci obojga. Zwykle nie wychodzi z tego nic dobrego, a dobrych mangu jest tyle, że nigdy jeszcze nie narzekałam na brak czytania... Chyba. Wracając jednak do tematu - och, urzekło mnie. Podobały mi się postaci, ich relacja i to jak bardzo się rozwinęły. Nawet kreska trafiła w moje gusta, a sam klimat był subtelny i jakiś wyciszający. 
No ładne to było, nooo.

Przerwę na szkice chyba zrobię.


Ostatnio nie mogę się zebrać w sobie i bazgrolę sobie tylko w szkicownikach. 
*chamska reklama*
Gdyby ktoś jednak był zainteresowany większą porcją moich rysunków, to można je znaleźć tutaj.
Hehe.
*koniec chamskiej reklamy*


Ten szkic przypomniał mi, że w lutym poza czytaniem mangu, obejrzałam też naprawdę przyjemne animu - Kuragehime. Powyżej właśnie buźka pięknego Kuranosuke.

I koniec~

Wracając do mang!
Kolejnym tytułem jest Claymore (i nagle wiadomo skąd się wzięło tyle przeczytanych tomów). Co prawda nie skończyłam jeszcze serii, ale jakieś dwie trzecie za mną i już wiem, że zapamiętam tę pozycję na dłużej. Dopóki nie zaczęłam czytać nawet nie wiedziałam, że cierpię na taki niedosyt prawdziwie mocnych pań. Więcej chcę takich mang, och, więceeej.

Na zakończenie - Solanin. Jakiś czas temu, pół roku, a może to już będzie nawet rok...? Nieważne! Kiedyś tam, korzystając z mega promocji na Gildii, zamówiłam całkiem pokaźny stosik mang Hanami. Czytałam sobie powoli, tomik za tomikiem i tak mi się ostały trzy serie - Pitu Pitu, Muzyka Maire i właśnie Solanin. Lektura Muzyki jeszcze przede mną, jeśli zaś chodzi o Pitu Pitu... Chyba niewiele z tego wszystkie zrozumiałam i szykuje się ponowne czytanie za jakiś czas. Wracając jednak do Solanina, taaaak, właśnie takie mangu robią na mnie wrażenie i jeśli ten zachwyt dalej będzie trzymać mnie tak mocno, szykuje się chyba pierwsza blogowa recenzja lub przynajmniej dłuższa opinia.
Widzę w tym tytule pocieszenie dla zagubionych w życiu cieci. Hehe.


wtorek, 30 grudnia 2014

Mangowy rok 2014~!

Ach, no dobrze... pomimo trudności związanych ze słabym sprzętem fotograficznym, słabym światłem w pokoju i słabą osobą robiącą zdjęcia (hehehe, MNĄ), postanowiłam w końcu podzielić się swoim mangowym dorobkiem.
Przeglądając ostatnio historię zamówień, okazało się, że to właśnie w grudniu 2011 zakupiłam pierwszą porządną paczkę mang, choć to nie tak, że jakichś tam tomików nie miałam na półkach wcześniej. Były jednak kupowane rzadko i niespecjalnie interesowałam się też tym, co oferują nam polskie wydawnictwa, innymi słowy - skanlacje, skanlacje, skanlacje! Teraz sytuacja uległa zmianie i jestem na bieżąco z rodzimym rynkiem. Co więcej, w tym roku kupiłam ostatnie już chyba ze starszych serii, które chciałabym mieć na półkach i to, co teraz się u mnie pojawia, to prawie wyłącznie nowości (czasem się skuszę na jakąś promocję... bo jak to tak nie skorzystać?!).


Mniej więcej tak się to prezentuje, chociaż jakieś czterdzieści tomików jest ze mną w mieszkaniu studenckim. Są to przede wszystkim dalsze tomy One Piece, kilka starszych pozycji od Waneko, na które się pokusiłam, bo takie tanie, że żal nie kupić, a także trochę nowości i Wspomnienia Demona, które jakiś czas temu udało mu się dorwać, a jeszcze nie miałam tyle czasu, by przez nie przebrnąć. Poza tym mam tam jeszcze na pewno Utsuborę od pani Asumiko Nakamury *pisk fangirla* i Życie - powieść graficzna, które przeczytałam do połowy i, cholera, nie zmieściło się do walizki. :I
Jak tak dłużej na to patrzę, to widzę, że ciachnęłam trochę półkę... *geniusz*. Na tej, gdzie stoją sobie Armin i Jean, są jeszcze Kuroko's Basket,  Are you Alice? i Śmiech w Chmurach.


Tak natomiast prezentują się dobra od Hanami, trzymane szafce, z której wyrzuciłam ubrania... Cóż, każdy ma swoje priorytety~!

Co do liczby tomików, to razem z tymi, których tutaj nie udało mi się zaprezentować, według ekselowej tabelki, powinno być ich już trzysta trzy! Ach, mogłabym płakać, ile na to wszystko wydałam, ale ślinię się totalnie do tych półek, mimo że stoi na nich stanowczo za mało dóbr od Nakamury, a do Riyoko Ikedy i Moto Hagio brakuje oczywiście pani Keiko Takemiyi!

Na dzisiaj to już wszystko (uff~). Do napisania w przyszłym roku @U@~!

sobota, 27 grudnia 2014

Śnieżek prószy...

Naprawdę~! W końcu jest tak przyjemnie i całkiem świątecznie, a Święta dobiegły końca. Cóż, przynajmniej wiem już na pewno, że wyznacznikiem dobrych Świąt jest dla mnie śnieg 8D.
Zabrałam się dzisiaj za porządkowanie swojego mangowe dorobku, który niestety nie wygląda tak dobrze jak kiedyś, bo i miejsca na półkach coraz mniej, i część mangu trzymam w swym studenckim pokoju. Planuję jednak jakieś ładne podsumowanie jeszcze w tym roku, bo tak się składa, że moja mangowa kolekcja swój początek miała w grudniu 2011, a ostatnio liczba tomików przekroczyła pewną magiczną granicę~
O tym następnym razem, a dzisiaj kolejna porcja rysunków~!


Finn to mój elf sidhe i jest częścią świątecznego prezentu dla Ingi QuQ. Zupełnie zapomniałam o zrobieniu skanów, dlatego są zdjęcia, ale oczywiście jakże piękne...! To chyba pierwszy raz, kiedy wyszedł mi tak, jak naprawdę go sobie wyobrażam. 


Kolejną częścią prezentu jest Antoine, postać Ingi, który przewinął się już na blogu w szkicowym wydaniu. Tym razem przyłożyłam się bardziej, ale brak odpowiednich kredek zrobił swoje i kolorystyka nie jest taka jak być powinna i ogólnie no... 
Mimo przeciwności losu naszych gejów panów rysowało mi się naprawdę dobrze i to od dawna pierwsze rysunki, które pokolorowałam~! Mam jakiś zastój. :I


A to znowu oni, tym razem w wydaniu "Rozkoszniaczki" xD. A kolor włosów Antusia powinien być ooo, właśnie taki! Już dawno stworzyłam lineart tych chibików, ale ostatnio Inga zaskoczyła mnie ich kolorową wersją, nad którą się rozpływam *U*. 

Na dzisiaj to wszystko! Mam nadzieję, że po Świętach nie tylko ja jestem kluską~! :I

niedziela, 7 grudnia 2014

Gdzie są moje kredki?!

Codziennie zbieram się, żeby napisać nowego posta i nagle, kiedy czuję, że w końcu mnie natchnęło, uświadamiam sobie, że znowu nie zrobiłam żadnych zdjęć szkiców. Nie, żeby dzisiaj sprawa uległa zmianie. Zwyczajnie uświadomiłam sobie, że mam kilka zdjęć (i skanów) starszych rysunków, które też mogłabym wrzucić.
Ten szablon jest chyba trochę letnio-jesienny, ale czy to ważneee?


Na pierwszy ogień idzie Hongibn, którego w przypływie niesamowitego miłosierdzia narysowałam dla siostry. Nie jest to mój "właściwy" styl, ale nie próbowałam też bawić się w realizm, bo według mnie to średnio ciekawe. A tak naprawdę to nie umiem rysować ze zdjęć i w ogóle jakoś nie śpieszono mi, żeby się nauczyć. Nie jestem zachwycona, ale to taki rysunek, który zajął chyba pół godziny, więc mogło byś gorzej.


Ołkej~ (jak mawia pan od anglosaskiej). Lecimy więc dalej i tutaj na wierzch wyjdzie moje zboczenie dotyczące centaurów. Awww, tak je kocham. Majestat sam w sobie, chociaż z mojego centaura Szymka to wielka ciapa. Nie umiem kompletnie rysować zwierząt, dlatego jego końska część wygląda nieco dziwnie. Poza tym ten płaszczyk układa się tak, że mam ochotę beczeć, bo gdyby nie on, byłoby nieźle. Buźka wyszła bardzo szymkowo.


Znowu Szymek i OMójJunie... jest i TŁO! Coś mnie naszło... chyba we wrześniu...? Akurat w sierpniu skończyłam pracę i miesiąc wolnego pokazał mi, że jestem naprawdę obrzydliwym leniem, które całe dnie potrafi przespać i jeszcze narzekać na swój los. Haha... więc chyba, żeby uciszyć te wyrzuty sumienia, narysowałam sobie takiego Szymka w jego naturalnym środowisku. Sama postać wyszła mi dużo lepiej na tym poprzednim rysunku, bo tutaj okropnie zwaliłam proporcje. Ale z tła jestem dumna. SZOK.

Płaczę, bo siedzę w mieszkaniu, gdzie mam dziesięć kredek i pół bloku, a patrząc na Szymka w lesie, znowu mam ochotę narysować coś większego. Marzy mi się szkicownik w rozmiarze A3 i chyba zrobię sobie taki prezent na Święta, hyhyhy. A jutro planuję wyłonić się ze swojego grobowca i wyjść do sklepu (który jest naprzeciwko, ale to przecież tak daleko, że całą wyprawę trzeba zorganizować!) i zakupić sobie czekoladę. Albo od razu pięć... nie mam co jeść. :C
W ogóle to miałam się uczyyyyyć, bo w piątek mam kolosa, do którego przygotowywanie się ostatniego dnia niekoniecznie jest dobrym pomysłem. Ale oczywiście ja mam czaaas. Ja zawsze mam czas!

piątek, 31 października 2014

Czo ja tu robię?

Zwykle jest tak, że lubię sobie siedzieć cicho. Przeglądać internety, obserwować ciekawe osobistości, a przy tym pozostawać w ukryciu. Czasami jednak mam silną potrzebę, wyjątkowo silną potrzebę, by dzielić się ze światem swoimi bazgrołami i błyskotliwymi spostrzeżeniami. Idealnym do tego miejscem był dla mnie dev, ale kiedy się z nim pokłóciłam, ruszyłam w internetowy świat w poszukiwaniu nowego przytulnego mieszkanka.
Próbowałam to tu, to tam, aż w końcu z podkulonym ogonem wróciłam na dA. To okazało się jednak wyjątkowo perfidne i zmieniło się nie do poznania. Dlatego znowu rozpoczęłam swoją tułaczkę i znowu jestem tutaj, HA!

Nieprzypadkowo bloga założyłam dzisiaj, bo w tym mrocznym dniu urodziny obchodzi chyba mój pierwszy poważny OC. Mogłabym go nawet przedstawić, ale nie mam świeżego rysunku, więc odłóżmy to może na później...
Mam jednak trochę innych bazgrołków, więc teraz czas na nie~!


Antosia kopnął taki oto zaszczyt, że został pierwszym oficjalnym szkicusiem tutaj. Jest postacią mej Ingusi, z którą sobie namiętnie erpimy między innymi właśnie Antoine i Finnem, ale Finna muszę dopiero naszkicować w jego właściwej menelskiej wersji. 


Wiem, że rysowanie buziek niewiele daje, ale to jest tak bardzo przyjemne. I znowu nie moje dziecko a Ingusi *buzibuzi*. Niepełka. Chłopiec. 


I więcej uroczych pyszczków! Na górze mój Selen, a na dole ponownie mój Miriell. Sel ma uszy podobne do Mira, ale nie umiem ich dobrze narysować z perspektywy, lol :I.

Niby mam coś jeszcze, ale zostawmy to na następny raz, bo nigdy nie wiadomo czy studia nagle o sobie boleśnie nie przypomną i to na nich, a nie na szukaniu sobie zajęcia, trzeba będzie się skupić, hyhy.